DeSant, Galeria Shelter, LDK
autorzy: Bogdan, Gotyk, Magdalena Kościańska, Anna Kraśko, Andrzej Kwiatkowski, Adrian Nejman, Aleksander Olejniczak, Przemysław Przepióra, Szymon Teluk, Kenji Wada, Patryk Wierzchoś, Kinga Wnuk
kuratorzy: Anna Kraśko, Adrian Nejman
SHELTER. LUBSKO
DeSant – raport
15 listopada o godz. 15.00 na teren galerii Shelter w Lubsku wkroczyły jednostki desantowe z oddziału Koła Naukowego Pracownia Wolnego Wyboru. Wraz z nimi – mieszkańcy Lubska. Po zęby uzbrojeni... w chęć zabawy (ze) sztuką. Na ścianach zawisła broń cięższego i lżejszego kalibru w postaci prac studentów Wydziału Artystycznego Uniwersytetu Zielonogórskiego. Ponad to działaniem wykazało się trzech wartowników - performerów.
W jednym z pomieszczeń wartę odbywał Kenji Wada. Jego kamuflaż, zamiast barw wojennych, stanowiła wielka kartka papieru z napisem CZŁOWNIK. Skryty za nią, zapraszał do siebie odbiorców wystawy. Proszę mi powiedzieć dużo słów - wydawał komendę. Słowa, jakie człowiek wypowiada, świadczą - chcąc nie chcąc - o nim samym. I tak oto "człownik" Kenji'ego napełnił się nowymi wyrazami. Oczywiście, życzliwi rodacy pomagali poznać mu najważniejsze słowa w naszym języku: k...a, ch..., etc. Po pewnym czasie jednak, bariera, schowana pod przykrywką szyderczej zgrywy, zaczęła pękać. Miło Cię poznać - można było usłyszeć z ust tych samych ludzi, którzy jeszcze parę minut temu raczyli naszego japońskiego kolegę słownictwem z... hmm, innej półki.
A teraz - "asortyment 2D". Składały się na niego obrazy Andrzeja Kwiatkowskiego - m. in. „Decora”, „Od tyłu”, „Czekolada”. Na pierwszym z nich rama zajęła miejsce treści, która ją wypełnia. Jej fragment zakomponowany na płótnie nasuwał pytania: Gdzie obraz ma swój początek i koniec? Czy rama może być integralną częścią obrazu, czy - mimo wszystko - pozostaje tylko tym, co ten obraz porządkuje? Czy ramy, w których żyjemy, są dla świata, czy świat dla tych ram? Na kolejnym obrazie kobieta bez pardonu wypina się wprost na widza. Woal przykrywający jej ciało nie pomaga w ukryciu prawdy. Oto spada z jej twarzy maska, "gęba" doprawiona przez konwenanse. Obraz łączy w sobie dosadną erotykę - na granicy uprzedmiotowienia postaci - z chłodem i surowością - charakterystycznymi dla twórczości autora. O "Czekoladzie" mogę za to powiedzieć tylko tyle, że stojąc przy niej nabrałam ochoty na słodycze (i tu podziękowanie dla Ani za pyszną czekoladę ;).
Idąc korytarzem trafiamy na szereg prac Aleksandra Olejniczaka - małoformatowe obrazki z pogranicza grafiki i malarstwa ukazują zmultiplikowane moduły odciśnięte na płótnie. W tego typu pracach pozostawienie śladu, powielenie - jako działanie autora - zdaje się być treścią samą w sobie. Maszerując dalej natrafiamy na salę wypełnioną kolażami Kingi Wnuk, na których odbywa się spotkanie dwóch światów - dawnego, znanego nam z plakatów z pin-up girls i czarno - białych wspomnień o kinowych amantach - i tego "naszego" - spod znaku McDonalda, chińskich zupek, energooszczędnych lodówkozamrażarek. A propos chińskich zupek - odwróćmy się na chwilę w stronę pracy Adriana Nejmana. Chińskie zupki tworzą na niej współczesny ornament (w końcu ktoś docenił fakturę toksycznego makaronu fix) - wzniesione do rangi ikony popkultury przypominają, że soczyste jadło z niderlandzkich martwych natur możemy podziwiać już tylko w muzeach. Na syntetycznych talerzach ląduje syntetyczne żarcie spod znaku E. Ono, niestety, nadając się często tylko do oglądania, staje się symbolem XXI wieku. Z bogatą formą kolaży Kingi kontrastuje prostota i surowość obrazu Szymona Teluka.
Na wystawie znalazły się też dwie realizacje wideo - „Wizja lokalna”, praca Ani Kraśko będąca skutkiem jej podróży po Berlinie i obserwacji wieIkomiejskiego industrialu, oraz „11”, wizualno - akustyczny performance Patryka Wierzchosia. W obu przypadkach dużą rolę odgrywała fonia - w pierwszym jako część zapisu, dopełnienie montażu, w drugim - jako grane na żywo gitarowe dźwięki współgrające z odtwarzanym (także na żywo) obrazem. Dźwięk był także istotnym elementem performance'u Adriana Nejmana „Elementy #3”. Autor uwalniał stopniowo muzyczne moduły "zaklęte"... w barwach, pozwalając zaistnieć im na płótnie - w miarę postępowania procesu topnienia - jako całość.
Na koniec przeprawy przez front - mały akcent w postaci moich prac, które też można było napotkać po drodze. Trzy nieco psychodeliczne kompozycje powstałe z dawnych form przerobionych spontanicznie. Temat podjęty na nowo na drodze zabawy, próby. Fotografia w służbie malarstwa. Ktoś mnie kiedyś zapytał: A czy Pani wie, że teraz na komputerze też tak można? A wiem. Ale fronty nadal pozostają dwa...
Magdalena Kościańska