Kobieco - cieleśnie
Nowy sezon w PWW rozpoczął się bardzo… „babsko”. 18 listopada miało miejsce otwarcie wystawy Ciało, kostium, metamorfozy. Wzięło w niej udział sześć autorek, które zapre-zentowały prace powstałe w ubiegłym roku akademickim w Pracowni Rysunku dr hab. Alicji Lewickiej – Szczegóły (kuratorki, a zarazem uczestniczki wystawy).
Wystawa traktuje ciało wieloaspektowo. Można się tu rozwodzić nad mnogością znaczeń, które niesie ze sobą cielesność, a które od wieków tak zapalczywie wydobywała zeń sztuka. Odłożę jednak chwilowo na półkę ciężki i potężny pryzmat „genezy i zakresu twórczości traktującej o ciele na przestrzeni wieków” i spróbuję spojrzeć na całość po prostu jako posiadaczka brzucha, piersi, kości, i skóry i tego wszystkiego, co się pod nimi kryje (choć z pewnością nie da mi się uniknąć werbalno – intelektualnego „ubranka” – sam fakt, że piszę ten tekst już o tym świadczy).
Właśnie – na ile posiadamy ciało, a na ile ciało „posiada” nas? Czy można tu w ogóle mówić o „posiadaniu”? Jedno jest pewne – ciało jest materią niewątpliwie będącą najbliżej, towarzyszącą nam nieodzownie. To nie buty, które ściągniemy i wymienimy gdy zedrą się fleki. To nie rajstopy, które wyrzucimy gdy „poleci oczko”. Może dlatego tak ciężko się pogodzić z tym, co uważamy za „cielesne defekty”.
Ten wątek porusza Justyna Gąsior w swojej pracy Za duże, rozciągnięte, rozlazłe. Zwiotczałe piersi i brzuchy z wyznaczoną dla skalpela trasą, mimo rozstępów, brodawek i nadmiaru „materiałowej” skóry zachęcają pluszową miękkością i prosto z chłodnej, piwnicznej ściany szepczą „przytul mnie”. A przy nich – karteczki – liposukcja, augmentacja, mastopeksja -informujące o tym, na czym polegają zabiegi i jakie niosą ze sobą skutki uboczne. (…)Wyszywane rysunki mówią o początku czegoś nowego, czegoś wcale niełatwego gdyż do pożądanego piękna będzie trzeba przejść przez drogę bólu i wyrzeczeń.
Dla wielu ludzi „ciało” i „dramat” to synonimy. Tu sflaczałe piersi, zwiotczałe brzuchy czy „zastępy rozstępów”, które tak często budzą u ich posiadaczy wstyd i rozpacz przybierają inny wymiar – zachęcający i wręcz estetyczny.
Cielesność jest mocno akcentowana… czy tylko w świecie ludzi? Zwierzęta także stroszą pióra, demonstrują swoje cechy anatomiczne by zdobyć partnerkę lub „przejąć pałeczkę” w stadzie. Człowiek ubrał jednak dodatkowo swoje ciało w „kulturową otoczkę”. Zdziera ją w swojej pracy Monika Kamińska (Nie-człowiecza natura). W rogu stoi smutny, zaszczuty zwierz. Nie wiemy, co kryje się w środku gdyż jest szczelnie owinięty materiałem. Na niewielkim piedestale triumfuje nad nim obnażona, organiczno – zwierzęca forma. Spod mchu wyzierają fragmenty ciała, mięsa, ścięgien. Mech, lekko stęchły pod wpływem piwnicznej wilgoci pachnie psem biegającym samopas po podwórzu. Który ze zwierzaków jest nam bliższy? Ten owinięty czy ten „obnażony”? A którym z nich naprawdę jest w każdy z nas?
Obawa przed obnażeniem – a może chęć zabawy strojem, powłoką – niekiedy czyni z życia teatr. Joanna Dunas w pracy Życie – spektakl konfrontuje teatralne epizody z kadrami ze swojej prywatności. Przyjmuje rolę widza i twórcy zarazem. Obserwując aktorów na scenie odnajduje siebie, a w sobie – wątki oglądane w teatrze.
Była konfrontacja „realu” z teatrem. Było demaskowanie zwierzęcości. Teraz czas na „rozdarcie między sztuką a anatomią”, na które zwraca uwagę Marta Długozima (Anatemnein – Rozczłonkowanie). Fragmenty niczym żywcem wyjęte z podręcznika do anatomii – tu wstę-pują na ściany galerii jako autonomiczne prace. Lekkości dodaje im flizelinowa faktura i sub-telny ścieg. Ciało to przecież także kości, piszczele - rusztowanie dla skóry i klatka dla trzewi.
Obok - Skóra – materia syntetyczna Olgi Jackiewicz. Na ile pozostaje ona tym, co dotykamy, co myjemy, co przyjmuje ciepło i chłód, przyjemność i ból, a na ile staje się symbolem, ozdobnikiem, przykrywką… balastem? Prace nie stanowią jedynie studium naskórka, ale – poprzez jego analizę – zadają pytanie o to, co „podskórne”.
Formy uchwycone w Zanikaniu A. Lewickiej zdają się dowodzić niecielesności ciała, zacierać granicę między formą a jej znaczeniem. Rodzina ukazana na tapetowym tle pozostaje jedynie notatką w formie kształtu, zarysu… Kim są te postacie? Psy, ludzie… Jakie ma dla nas znaczenie to, że nie widzimy ich twarzy? Jakie znaczenie ma dla autorki to, ze tych twarzy nie pokazuje? Czy gdybyśmy zobaczyli oczy, nos, usta, dłonie – umożliwiłoby to tak naprawdę bliższe ich poznanie? Można tu się zastanawiać na ile do owego poznania potrzebne jest… ucieleśnienie.
Tak oto człowiek, poszukuje piękna pod skalpelem, poszukuje znaczeń na scenie po czym ściąga z siebie to wszystko by choć przez chwilę dotknąć mchu bosą stopą. Zdejmuje strój, zdejmuje skórę, tak jakby chciał „poczuć siebie” aż do samych kości. A obok tych kości leżą kawałki zrzuconej peleryny. Czy tu kończy się pojęcie „ciała”? Czy wychodzi ono poza materię – czczoną albo odrzucaną? Nad tym zapewne od wieków głowią się ludzie sięgający po „cielesny” temat. Bliski, osobisty, nieunikniony – a przy tym „do bólu” niewyczerpany.
Magdalena Kościańska
|